Forum Król Lew Strona Główna Król Lew
Forum o serii wspaniałych filmów pt. "Król Lew"
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Król Lew IV "Przeszłość, przyszłość"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Król Lew Strona Główna -> Wasze opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sarafina
Mrówkojad



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Not your problem

PostWysłany: Sob 23:57, 04 Mar 2006    Temat postu: Król Lew IV "Przeszłość, przyszłość"

Żeby nie było:
Na początku opowieść mówi o dziejach Sarafiny, Sarabi itd. jak były młode... A potem... Potem to się wszystko wyjaśni :D

Część 1. "Karakal"

Sarafina leżała na skale, wpatrując się w dal. Inne dzieci bawią się beztrosko na polanie. Patrzyła, jak lwiątka przepychają się nawzajem i rzucają się na siebie. Ona nie chciała mieć tylko przyjaciół - lwów. Chciała poznać kogoś nowego. Wstała. "Dosyć tego! Nie będę się znowu gapić na innych! Znajdę sobie kogoś nowego!" Ruszyła ukradkiem w stronę wodopoju, kiedy nagle usłyszała pewne pojękiwania. Ktoś płakał. Podeszła cichutko na palcach i schowała się za krzakiem. Dostrzegła istotę o zabawnych uszkach, zakończonych czarnymi "pędzelkami". Wyglądała prawie, jak ona sama, ale była mniejsza, posiadała jaśniejszy brzuch i łapy oraz ciemniejszy pyszczek. Słowem: nie była w ogóle podobna Razz
Sarafina zdobyła się na odwagę i podeszła bliżej, co wywołało jakby reakcję łańcuchową, powodując, iż owa nieznajoma postać... odskoczyła i wpadła do kałuży.
- Haha - zaśmiała się młoda lwica, co zawsze robiła na widok ubłoconego kota.
- Dla ciebie to zabawne, tak? - odpowiedziała gniewnie tamta.
- Wybacz mi. Ale śmiesznie po prostu wyglądasz.
- Zamknij się! Chcę pobyć sama!
- Co się stało? Siedziałaś tu cały czas i płakałaś. I kim ty tak w ogóle jesteś?
- Mam na imię Coconutt i jestem młodym karakalem*.
- Karakalem? Ja jestem Sarafina i jestem lwem.
Nowopoznana osoba na dźwięk ostatnich słów Sarafiny znów odskoczyła, tym razem, lądując na suchym.
- Nie wolno mi rozmawiać z lwami. Przykro mi.
- Ależ daj spokój! Mogę ci pomóc dostać się do domu.
- Chciałabym, ale nie mogę z lwem.
- Ale dlaczego?
- Taki nakaz. Małe koty mają się trzymać z dala od dużych.
- Ale przecież jesteśmy podobnego wzrostu.
- Nie rozumiesz? Oh... Ja po prostu nie mogę!
- Ale co ja ci zrobię? Jestem jeszcze bardzo młoda. Przecież cię nie zjem!
- No... ale... ale... - Coconutt postanowiła w końcu ulec namowom nawiązania nowej przyjaźni. - No, zgoda. Czy wiesz, jak się stąd wydostać?
- Oczywiście! Wystaczy, że pójdziesz za mną, a od razu znajdziesz się na stepach.
- Jesteś pewna?
- Absolutnie! Chodź za mną! Najlepiej trzymaj się mojego ogona.
Tak też zrobiły i nie minęło pięć minut, a już znalazły się na otwartej przestrzeni. Sarafina upierała się by odprowadzić Coconutt do jej domu. W końcu młoda karakalica niechętnie się zgodziła. Podczas podróży wyznała lwicy, że boi się reakcji matki. Mama nie lubi dużych kotów i obawia się, że coś zrobią jej stadu. Sarafina natomiast zapewniła, iż nie ma się co bać, bo ona sama jest jeszcze za mała na takie straszne rzeczy, jakie mogą robić dorośli.
Zbliżała się godzina dwudziesta. Tak długo Sarafiny jeszcze poza domem nie było. Ale ona się tym nie przejmowała. Nagle z oddali dzieci usłyszały głos, wołający: "Coconutt! Coconutt!!!"
- MAMA! - zawołało kociątko i pobiegło w stronę, z której usłyszało głos. Lwica poszła w jej ślady. Musiała przyznać, że karakale w jej wieku były zwinniejsze i nieco szybsze. Kiedy dotarła na miejsce zauważyła Coconutt i jej nieco większą "kopię". Przytulały się obydwie i przez moment Sarafinę ogarnęło wzruszenie.
Matka Coconutt otworzyła oczy, rzucając groźne spojrzenie w stronę lwicy. Tamta szybko uciekła wystraszona. Pędziła tak szybko, że nie zdołała już usłyszeć, jak przyjaciółka mówi: "Ona jest dobra, mamo", a tamta odpowiada: "Przecież to lew!" I bym tak ciągnęła w nieskończoność te dialogi, gdyby nasza bohaterka nie wpadła na własną rozwścieczoną rodzinę.
Ich reakcja była zupełnie inna, niż matki Coconutt.
- Gdzie byłaś?!
- Co się z tobą działo?!
- W jakim ty jesteś wieku, że na takie spacerki sobie pozwalasz?!

- Co to miało znaczyć?!
- Ja tylko...
- Już mi idź do domu! Masz się jutro trzymać cały czas mnie, jasne?!
- Dobrze mamo...

Kładąc się spać, Sarafina miała okrpny humor i choć nie miała o tym pojęcia, rozmyślała o tym samym, co Coconutt: "Chciałabym się zamienić miejscami z karakalem"...

CDN





* [link widoczny dla zalogowanych] - co nieco o karakalach, dla tych, którzy ich nie znają


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sarafina
Mrówkojad



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Not your problem

PostWysłany: Nie 16:22, 05 Mar 2006    Temat postu:

Część 2. "Okrutna Ravali"

Następnego ranka, spełniając życzenie matki, Sarafina trzymała się blisko niej. W końcu po dwóch godzinach nudy jej matka się zlitowała i puściła ją do innych dzieci. Sarafina nie poszła jednak bawić się z pozostałymi. Wdrapała się na skałę i przeleżała tam prawie cały dzień, kiedy nagle...
- Cześć, Sarafina! - młody rudo-czerwony lew wdrapał się na ulubiony głaz koleżanki.
- Cześć, Skaza. Dlaczego nie jesteś z innymi?
- A bo tak. Przyszedłem do ciebie. Dlaczego jesteś taka smutna?
- Nie jestem smutna. Po prostu patrzę, jak się bawicie.

[link widoczny dla zalogowanych]

- Nie dołączysz do nas?
- Nie mam ochoty.
- No tak... wczoraj dostałaś niezły...
- Nawet mi o wczorajszym dniu nie przypominaj...
- Znalazłaś sobie chłopaka, co?
- Zjeżdżaj! Wcale nie!
- A właśnie, że tak!
- Nie! Poznałam nową przyjaciółkę.
- Która to?
- Ona nie jest z naszego stada. Ona nawet nie jest lwem.
- No to niby czym?
- Karakalem.
- Co to karakal?
- Taki mniejszy kot. Ma na imię Coconutt.
- Ładna jest?
- Jeśli szukasz dziewczyny, to... strzał w dziesiątkę.
- Moge ją poznać?
- Nie.
- Dlaczego?!
- Bo nie chcę, abyś ty też miał kłopoty!
- Ależ, Sarafina, ty tylko możesz wpakować się w takie kłopoty! Hahaha!
- Daruj sobie - powiedziała urażona i odeszła.
Nie chciała już tu dłużej mieszkać. To ją męczyło! Uciekła bardzo daleko. Nawet nie wiedziała jak długo biegnie i dokąd! Omijała zebry, antylopy. Nie zwracała nawet uwagi na piękne owady, typu: ważki, czy motyle. Nie miała pojęcia kiedy wtargnęła na terytorium karakali.
W pewnym momencie poczuła, jak ktoś łapie ją za ogon i ciągnie do góry. Była przekonana, iż jest to matka Coconutt. Nie myliła się.
- Co tu robisz, cwaniaku?!
- ZOSTAW MNIE! W TEJ CHWILI MNIE ZOSTAW! - krzyknęła Sarafina, warcząc i wymachując łapami.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?! - powiedziała tamta, rzucając Sarafinę o ziemię.
- Auć!
Młoda lwica płakała, ale na nic się to nie zdało. Karakalica wzięła ją w paszczę i wsadziła do klatki, zrobionej ze szkieleta antylopy. Sarafina już nie twierdziła, że karakale są małe.
- Wypuść mnie! Proszę cię! Błagam!
- Już raz cię tu widziałam, niechcianą. Przyszłaś znowu do mojej córki, tak?!
- Nie, co ty... co pani mówi?
- Chcesz jej coś zrobić! Będę cię tu trzymać... ile mi się będzie chciało!
Po czym odeszła zostawiając lwiczkę samą.
Zbliżała się noc. Było zimno, a bez ciepła, pochodzącego z ciała matki, Sarafina czuła, jak dreszcze rozchodzą się po jej ciele. Nagle jakaś postać stanęła przed jej klatką. Była ona mniej więcej jej wzrostu.
- Sarafina?
- Coconutt?
- Słyszałam o tobie. Przykro mi. Niestety, nie zdołam unieść tego szkieletu...
- Boję się bardzo.
- Nie martw się. Przyniosłam ci trochę mięsa z upolowanej małej gazeli. Proszę, jedz.
Niestety Sarafina nie zdołała podziękować, gdyż tamta już odeszła.
Następnego ranka, lwicę obudził głośny pisk. To małe karakale piszczały jej do uszy. Sarafina zrozumiała, iż uznały ją za zabawkę. Dotykały ją i piszczały. Były to bardzo małe karakale i wśród nich nie znalazła Coconutt, ani kogoś jej wzrostu. Przerażona Sarafina zatkała uszy, ale nie zdołałą uciec przed ostrmi, jak żyletki, pazurkami młodych, które miały przy tym dobrą zabawę.
Pół dnia minęło na znęcaniu się nad lwicą, ale w końcu zmęczone dzieciaki poszły wcześnie spać, a starsi zjeść obiad. Poraniona Sarafina leżała wyczerpana w cieniu klatki, rozmyślając nad ucieczką. Zauważyła, jak Coconutt i inne karakale w jej wieku siedzą niedaleko klatki.
- Coconutt! - szepnęła lwica.
Tamta natomiast odwróciła się, by spojrzeć, tko ją woła. Podeszła cicho do szkieletu, upewniając się, że nikt nie patrzy.
- Co ci się stało?
- To przez młode karakale! Ja tu już nie wytrzymam.
- A ja nic na to nie poradzę, przepraszam cię, ale nawet nie mogę na ten temat rozmawiać z moją mamą - spojrzawszy na pozostało trójkę karakali, dodała. - Poznaj Bruno i Burna, to moi bracia. A Persza, to moja siostra.
Bruno był najwyższy i najciemniejszy. Wibrysy miał długie i jasne. Nie dało się uniknąć jego inteligentnego i równie tajemniczego spojrzenia, które a Sarafiny wzbudzało strach. Bruno był lekko pochylony nad klatką, ale pomimo że klimat tego miejsca był straszny i upiorny, on cały czas uśmiechał się do niewolnicy.
Burn natomiast był chudy, a jego wąsy były nierówne. Wyglądem przypominał Skazę, ponieważ był prawie takiej samej maści. Pędzelki na jego uszach wyglądały zupełni inaczej, niż u innych. Były białe. Pyszczek miał wydłużony, a jego ogon zwinnie poruszał się. Burn równierz się uśmiechał.
Ostatnia nieznajoma osoba to Persza. Wyglądała jak zwykły karakal i była bardzo podobna do Coconutt. Persza dostała takie imię, gdyż oznacza ono "pierwsza", a ona urodziła się pierwsza.
- Mi-miło mi... - wyszeptała Sarafina.
- Nie bój się nas - powiedziała Persza. - Nic ci nie zrobimy. Nie jesteśmy tymi maluchami.
- Co po niektórzy... - zażartował Burn, patrząc się na starszą siostrę. Widać ze Skazą miał więcej wspólnego niż lwiczka przypuszczała.
- Pomożecie mi?
- Skoro Coconutt nie może, to my spróbujemy - odpowiedział Bruno, ale słysząc, że ktoś przychodzi cała czwórka odsunęła się. Była to ich matka, Ravali, która przyszła zobaczyć, "co tam u Sarafiny". Widząc, w jakim jest stanie, szybko się zaśmiała.
- Malutka! Ty tu nawet dwóch dni nie przeżyjesz! Masz - powiedziała wpychając Sarafinie do ust wielki liść, na którym było coś napisane. - To masz dostarczyć do swoich rodziców! A teraz won!
Ravali podniosła klatkę, wypuszczając lwiczkę, która do domu dotarła następnego dnia rano.
Wszyscy jej szukali i z oddali usłyszała nawoływania swej matki. Stara lwica, ze łzami w oczach, przytuliła maleństwo, wypowiadając słowa, jak to się o nią martwiła itp. Poturbowana Sarafina podała jej liść, po czym zemdlała. Przerażona matka wzięła córkę na swój grzbiet, a liść do ust i zaniosła na Lwią Skałę.

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sarafina
Mrówkojad



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Not your problem

PostWysłany: Sob 13:21, 11 Mar 2006    Temat postu:

Część 3. "Obietnice"

Ahadi i Uru siedzieli na Lwiej Skale i wpatrywali się w liść, a raczej LIST.
- Trzeba ukryć dzieci - powiedziała Uru. - Zapowiada się wojna z karakalami, Ahadi, czuję to.
- To niemożliwe. Karakale nie byłyby takie głupie, nie mają szans!
- Chyba że ktoś im w tym pomoże. Sam pomyśl. Karakale mają dar przekonywania.
- Ale jak ich przekonają? Że niby każdy będzie rządził?
- Nie, nikt nie będzie rządził. I oto im chodzi. Pozbędą się nas i Lwia Ziemia, już nie będzie się tak nazywała. W Kenii mieszka tysiące zwierząt. Każde z nich może się zbuntować przeciw nam. Już niedługo po Serengetti zostanie tylko proch, jak sądzę. Pobojowisko.
- Ravali prosi nas, abyśmy się jutro z nią spotkali. Najlepiej pójdźmy z eskortą. Mogą zaatakować w każdej chwili.
- Dobrze... Do-dobranoc...
- Dobranoc, nie martw się, uda nam się!
Ale Ahadi nie poszedł spać. Zaczął spoglądać w niebo...
[link widoczny dla zalogowanych]

Następny dzień wbrew pozorom zapowiadał się pięknie. Słońce świeciło, ptaki śpiewały, dzieci bawiły się, a Sarafina... Sarafina siedziała na głazie. Natomiast dorośli mieli już wielkie plany na ten dzień. Wyruszyli na spotkanie z karakalami. Kiedy doszli, Ravali była już na miejscu. Nie miała zamiaru się na nikogo rzucać, aczkolwiek też przyszła z kimś. Nie tylko z dorosłymi, zdolnymi do walki karakalami, ale i z młodymi.

- Ahadi... - wyszeptała, złowieszczo sie uśmiechając.
- Czego od nas chcesz?
- Chcę aby wasze dzieci już nigdy więcej nie nachodziły nas!
- Ależ to tylko dzieci, co one wam zrobią? - zapytała Uru.
- Moja droga, nam nic nie zrobią, ale im... - powiedziała przysuwając bliżej niej, drżącą ze strachu Coconutt. Uru uśmiechnęła się do niej ciepło, gdyż zrobiło jej się żal małej. Jednak to nie pomogło.
- I cóż? Dzieci są baaardzo wystaszone, nie widzisz?
- Kłamiesz! - ryknął Ahadi, gdyż domyślał się, że Ravali opowiedziała dzieciom, że da ja na pożarcie lwom, co było prawdą.
- Ahadi! Przestań, nie widzisz jak te dzieci się ciebie boją? - zapytała Uru. - Mają prawo bać się nawet małych lwów...
- Ależ Uru! Czy ty nie widzisz, że oni kłamią?!
- Daj spokój! Przecież by ich takiego zachowania nie nauczyła!
- Jeśli chcesz mieć mniejsze kłopoty - dołączyła się Ravali - to je zabij...
Ahadi był nawet teraz do tego zdolny. Był tak zdenerwowany, że już wysuwał pazury, kiedy karakalica dodała:
- Ale będziesz wtedy musiał sam zabić własne... Albo my to zrobimy za ciebie.
Lew popatrzył na nią i spuścił łeb.
- Obiecaj mi, że już nigdy nie zobaczę na swej ziemi lwa.
- Obiecuję.
Po czym wszyscy zdecydowali się odejść.
- Ahadi... - powiedziała Uru, kiedy znaleźli się już na Lwiej Skale. - Dobrze zrobiłeś. Nigdy bym nie dała im zabić Mufasy albo Skazy.
- Wiem... Ale... Oh... To się robi denerwujące.
- Tak, ale co by się stało, gdybyś musiał zabić Mufasę? Ustaliliśmy, że to on obejmie tron. Powiedz mi, czy byłbyś do tego zdolny?
- Chcę pobyć sam, Uru... Proszę... idź.
Posłuszna lwica odeszła, ale wychodząc zauważyła zapłakanego Skazę. Usłyszał wszystko i pamiętał moment, jak tata i mama mu obiecali, że i on i Mufasa będą rządzić. Zawsze chciał rządzić. Miał to we krwi, jak twierdził kiedyś Ahadi. A teraz usłyszał takie słowa?
- Skaza... - powiedziała miło i delikatnie matka, ale on nie chciał jej słuchać.
- Obiecaliście mi! Nienawidzę go!
- Kogo?
- Ojca! Wszystko mi obiecuje i wszystko daje Mufasie! To niesprawiedliwe! Robi to tylko dlatego, że jest ode mnie starszy, tak?! Woli starszego syna?!
- Nie. Mylisz się - Uru wzięła do łap syna i zaczęła mówić. - Mylisz się, ojciec i ja bardzo cię kochamy, a sprawa z rządzeniem jeszcze się wyjaśni.
- Ale tata by nas zabił?
- Skąd. Oczywiście, że nie. Nie ma zamiaru zabijać przyszłego włądcy!
- A mnie?
- Mówię właśne o tobie, głuptasku. A teraz idź się pobaw.
Słowa matki rozweseliły Skazę, który odszedł pobawić się z innymi. Uru nie chciała by Mufasa rządził. Skaza by tego nie wytrzymał i popadłby w depresję. Natomiast gdyby było odwrotnie Mufasa nigdy by się nie pogniewał zrozumiałby to i jakby co doradzałby Skazie. Ale Ahadi chyba tego nie rozumie...

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sarafina
Mrówkojad



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Not your problem

PostWysłany: Sob 22:28, 18 Mar 2006    Temat postu:

Część 4. "Cena za śmierć"

- Ahadi... Ahadi... Słyszysz mnie?
- Co..? Kto..?
- To ja. No nie mów mi, że nie poznajesz własnego ojca!
- Tato? Wybacz. Jestem zmęczony.
Ahadi wyprostował się, a Mohati zaczął z nim rozmawiać o nieco poważniejszych sprawach.
- Uru chce żeby na tronie zasiadł Skaza - stwierdził smutno staruszek.
- Nie zasiądzie przecież!
- Synu, daj spokój! Znasz swoją partnerkę i wiesz, że jest uparta, jak karakal...
- Nie wymawiał tego słowa przy mnie! - zdenerwowany Ahadi wyszedł na zewnątrz, gdzie zauważył Skazę, siedzącego na krańcu Lwiej Skały. Oglądał widoki, ale niestety ojciec przerwał mu to zajęcie bardzo brutalnie.
- Co ty tu robisz?!
- Tato... Cześć, coś się stało?
- Zejdź mi z oczu, Skaza! WON!
- Ale.. ja nic..!
Nie zdąrzył nic dalej powiedzieć, ponieważ Ahadi zranił go łapą w okolicach oka (teraz wiadomo skąd ta charakterystyczna blizna Skazy Wink (1)). Na szczęście, to całe zdarzenie obserwowała Uru. Podeszła do malucha i oblizała ranę, po czym odwróciła się do Ahadiego, rozkazując Skazie iśc do groty. Nie chciała, by słyszał jak się kłócą.
- Coś ty zrobił?!!!
- Odejdź, Uru... Nie chcę ci nic zrobić!
- Oszalałeś?! To twój SYN! I przyszły władca...
- SKAZA NIGDY NIE BEDZIE WLADCA!!!
- Zobaczysz, że bę...
Nagle ich kłótnię przerwał dziwny hałas. Nie daleko ukrywała się Sarafina, która przypadkowo ześlizgnęła się z małej skarpy. Widząc zdenerwowaną minę Ahadiego i znając jego zamiary, Uru pochwyciła dziecko z pysk i uciekła, by nie stała jej się żadna krzywda. Ahadi zaczął ją gonić. Mała lwica zaczęła piszczeć i ostrzegać Uru, że sa na terenie karakli, ale tamta miała tylko jeden cel - uciec przed Ahadim i zaczekać, aż się udpokoi. Wkońcu uciekły mu i tym samym znalazły się w centrum terenów karakali - w lesie. Wyczerpana Uru podczołgnęła się do pobliskiej kałuży by się napić. Sarafina poszła za nią, jednak starsza do niej przemówiła cicho:
- Tu nie jest bezpiecznie, Sarafino... Uciekaj.
Tamta spanikowała:
- Ale... ale gdzie? Jak? Co ja mam robić?!
- Spróbuj się wdrapać na tamto niskie drzewko i siedź cicho. Zaczekaj aż nabiorę sił.
Minęło sporo czasu i zaczęło się ściemniać, a Sarafina nadal tkwiła na drzewie. Przeczuła, że coś jest nie tak. Podeszła do Uru, ale to tylko potwierdziło jej najgorsze obawy. Uru, wyczerpana biegiem po niezbyt dobrym podłożu, choć obiecała, że uratuje Sarafinę, zmarła. Lwiczka potrwała jeszcze trochę przy zmarłym ciele władczyni, po czym uciekła. Gnała przed siebie, lecz nie spodziewała się, że jest obserwowana przez karakale, które miały nie za bardzo pokojwe zamiary wobec lwów z Lwiej Ziemi...


CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sarafina dnia Wto 21:58, 21 Mar 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sarafina
Mrówkojad



Dołączył: 01 Mar 2006
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Not your problem

PostWysłany: Nie 18:54, 19 Mar 2006    Temat postu:

Część 5. "Do ataku"

Na Lwiej Skale siedział Ahadi ze spuszczonym łbem i szeptał "Co ja zrobiłem?". Niedaleko siedziała Sarafina, a obok Króla - Skaza i Mufasa. Wszystkie lwy znały juz przyszłość: Skaza nie obejmie tronu.
Następny dzień zapowiadał się całkiem ładnie. Królewska rodzina w milczeniu jadła śniadanie, a reszta siedziała na kamieniach, kiedy nagle zjawił się karakal.
- Ravali mnie przysyła - wypowiedział wolno i wyraźnie, zupełnie jakby inni byli tak oszołomieni, że aż nic nie słyszeli. I niby miał rację, bo Ahadi odpowiedział:
- Słucham? Mówiłeś coś?
- RA-VA-LI MNIE PRZY-SY-ŁA!
- Czego chcesz?
- Widziano Sarafinę na naszych terenach! Obiecałeś nam coś! Nie dotrzymałeś słowa.
Ahadi westchnął.
- To prawda. Czego konkretnie chcecie?
Karakal (o imieniu Ven) oddychał bardzo głośno, jakby i on nie chciał tego mówić.
- ...Wojny...

Nadszedł kolejny pochmurny wieczór. Gwiazdy były ukryte za chmurami, a Ahadi rozmawiał z ojcem. Przeciez Uru go ostrzegała... To straszne. Jaka będzie przyszłość? Mohati natomiast pocieszał go słowami, że przecież karakale sa słabsze i mniejsze. Nie dadzą im rady.

Minął tydzień i wcale nie zapowiadało na jakies wojny, bitwy, czy inne straszniejsze rzeczy. Lwy były nadziei, że albo karakale zapomniały o "wojnie" albo to było po prostu kolejne ostrzeżenie.
Miejsce Sarafiny na skalce zajmował Skaza. Był ponury i wredny. Nie chciał z nikim rozmawiać, zwłaszcza z Sarafiną, która jego zdaniem była winna śmierci jego matki i tego, że nie będzie władcą Lwiej Ziemi.
Sarafina natomiast postanowiła trzymać się innych lwów. Po tym, co przeżyła nie chciała się już wyróżniać. Zaprzyjaźniła się z Sarabi. Bawiły się zawsze bardzo długo razem. Czasami dołączał do nich Mufasa.
Któregoś dnia cała trójka poszła do wodopoju pod opieką jednej ze lwic. Wtedy dzieci zaczęły wariować. Wpychały się do wody, podtapiały, ale lwica nie przejmowała się tym, gdyż wiedziała, że to tylko dziecięce zabawy. W końcu zabawę przerwał alarm antylop. Zaczęły uciekać w oddali widząc karakale. Równierz lwy uciekły, ale tym samym doprowadziły koty do celu - Lwiej Skały.


CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ee nie wazne
Gość






PostWysłany: Sob 21:33, 17 Cze 2006    Temat postu:

bardzo fajne ale z kad ty to wzialas albo z kad to wiesz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
martyna
Gość






PostWysłany: Wto 13:00, 08 Sie 2006    Temat postu:

super musi wyjsc ta opowiesc
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vikka
Mrówkojad



Dołączył: 15 Mar 2006
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:56, 29 Sie 2006    Temat postu:

Po prostu, wymyśliła! Sarafinko, opowiadanie na 6+, pisz dalej! ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Król Lew Strona Główna -> Wasze opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin